Skamiejka

Po podróży w Dolomity Honorietta wraz ze znajomymi udała się w poszukiwanie jadła "na mieście". Jako, że miała już dość tyrolskich specjałów, które w większej większości wołały wg niej o pomstę do nieba (to nie jej smaki i basta), poprosiła swojego przewodnika o wynalezienie swojskich smaków. Potuptali razem uliczkami i trochę zmarzli, ale dotarli do nader urokliwego miejsca. Nie będę się roztkliwiać, bo miejscówka ma swój klimat i już! Bo ja tak oto twierdzę, to tutaj, na piśmie.






Lokalik malutki, ale cieplutki. Kilka stoliczków i kontuar, za którym niezwykła osobowość. Nazwy potraw wypisane kredą na tablicy, a jak by tego było mało, to jeszcze cyrylicą. Jako, że ja nie poniemajet i moi pobratymcy od pustych brzuszków też nie, to siedliśmy przy wolnym stoliczku (a muszę dodać, że nam się udało niezwykle, bo co chwila ktoś zaglądał do przybytku, a w nim wszystkie stołki, fotele, krzesła i taborety zajęte - gwarno jak w ulu). Po chwili przywitała nas szefowa przysiadając się i opowiadając o menu dnia. Każdy spragniony był ciepłego jadła, więc zamówiliśmy po Soljance na łeb. Gospodyni rozdała talerze i przybyła z wielkim, parującym kotłem. Każdemu szczodrze nalała wg. przydziału. I jeszcze dostaliśmy po kromalu domowego chleba kresowego. Następnie przystąpiliśmy do pożerania pierożków i mięsiw, bo każdy chciał spróbować wszystkiego, więc rotacja talerzy była przeciwna do kierunku wskazówek zegara. Całość uczty uwieńczona została napitkami zacnymi: gruszkową oranżadą, piwem Biały Niedźwiedź i herbatą z konfiturami.






Gospodyni lokalu - Pani Tamara                                   Chinkali


Siedziało nam się tam wspaniale. Ciemność za oknem nastała już dawno. Do Skamiejki co chwilę zaglądał, ktoś z sąsiedztwa z pozdrowieniami i życzeniami dobrej niedzieli dla właścicielki i jej gości. A nasze uszy chłonęły także winylowy Jazz w najlepszym wydaniu. Wystroju nie będę opisywać. Niech każdy, kto ciekaw odwiedzi to miejsce jeśli będzie w Stolycy. To jest moi mili - konieczna konieczność!


Po powrocie do domu koniecznie musiałam spróbować zrobić Soljankę, bo skradła me serducho! To połączenie moich ulubionych smaków, ale o tym będzie kiedy indziej. Jeszcze jedną dygresją muszę się podzielić: Jeśli kiedykolwiek Karczma Honorietty się zmaterializuje lokalowo, to będzie z pewnością przypominać przybytek Pani Tamary! To jest ten rodzaj miejsca, do którego się chętnie wraca z pieśnią na ustach. I śmiało można powiedzieć, że każdy czuje się tam "jak w domu"!



Pielmieni


Soljanka



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny. Znajdziesz mnie także na portalach społecznościowych takich jak: Facebook czy Instagram. Bądźmy w kontakcie! Z kulinarnym pozdrowieniem - Ostoja Lasu.